Jest jeszcze świat niezalany przez fale technologicznej nadprodukcji i zbyteczności. W takich miejscach jest magia, która uelastycznia marzenia. Z niewytłumaczalną nostalgią ląduje się później w domu.
Są na Mazurach jeszcze takie miejsca w których spotkać możemy drewniane strzechy, malutkie domki jakby mieszkały w nich krasnoludki. Są też piękne domy z czerwonej cegły, które dziś tynkuje się na nie dorównujące w żadnych stopniu urokowi cegły – kolory. Jak się ma trochę szczęścia, można trafić gościnnie na swojski, prawdziwy chleb z dymem z kafelkowych pieców, zaboczyć jak w rozgrzanym trzonie rosną bochny. Jedliście kiedyś mazurskie dzyndzałki? Mazury to również ludzie „rodem z za Buga” z sercem na dłoni, mówią, że niedzisiejsi, ciepli, gościnni.
Odwiedzacie czasami sklepiki przydrożne, te bez zbędnego przesytu, bez półek uginających się od towaru, z ekspedientką, która bez skrępowania zaprosi nas w pięć minut do swojego życia, poprzez ekspresyjną opowieść, tak, że uwierzymy na nowo, że to nieprawda, że dziś nie da się otworzyć przed drugim człowiekiem?
Warto wybierać się w te małe i duże podróże i poznawać nasze Mazury.
Fot. Okolice Muzeum Michała Kajki w Ogródku