czwartek, 30 kwiecień 2020

"Pieszy w Ełku " - bo tak się mianuje - radny Robert Wesołowski pisze książkę

Pisze książkę podczas pandemii. Szybo pisze.  Ma już 100 stron A4, planuje skończyć za miesiąc.  - To może być pierwsza powieść i autor pandemiczny - mówi sam o sobie. 

Tytuł: Molekuła Bio, Kategoria: Powieść szpiegowska z intrygę rozciągniętą na kilka epok. fabuła: walka wywiadów w tle średniowiecznych legend i niskich romańskich budowli. Niebanalny, naćpany język i wiraże akcji. Będę polskim Danem Brownem. Po prostu - twierdzi autor. 

95629530 666357554155983 1364995642379730944 n

Robocza okładka i tytuł

IMG 9839robert

Fragment:

Po chwili masywne stałe, niskie podwozie Giganta  dotknęło  pasa startowego tajnego lotnika Lyck. Gumowe opony 10 kół samolotu zostawiły delikatne ciemne smugi na betonowych płytach pasa. Ditrich był zadowolony z lądowania. Gigantyczna maszyna musiał wzbudzić respekt i dziwienie, lecz nie śmiał go okazać żaden z grupy więźniów czekających pod strażą Essesmanów. Nie było słuchać żądnego ujadania psów.  Jakby ciszy lotniska, z jakiegoś niewypowiedzianego rozkazu  miało wystarczyć tylko ostatnie ciche, lecz łapczywe mlaskanie powietrza przez tłoki gasnących z każdą sekundą silników samolotu. Mazurska noc nie chciała ustępować pierwszym oznakom nadchodzącego świtu. Oczom więźniów ukazał się tułów samolotu  wykonany z rur stalowych pokryty płótnem - ich kształt stawał się bliski oczom ludzi, którzy powoli godzili się z myślą, że tego widoku nie będą mogli opowiedzieć już nikomu i nigdy. Więźniowie zobaczyli, że  dziób kadłuba Giganta  otworzył swoją tajemnicę, rozsuwając  się na boki. Samolot  powoli zaczynał spełniać funkcję polowej platformy  rozładunkowej.  Maszyna  nagle zaczęła wyglądać jak chrabąszcz  z rozchyloną do lotu zbroją skrzydeł. Prosta klawiatura ożebrowania samolotu odsłoniła polskim więźniom masywny kontur ładunku.  Ubrany w cywilne  ubranie człowiek, którego sprężyste i majestatyczne ruchy ilustrowały przymus niezwłocznego przybrania  paradnego niemieckiego munduru - jako pierwszy  odchylił połacie zielonego drelichowego sukna. Dał znak Esesmanom - skinieniem skroni ukrytej pod płaszczyzną materiału kapelusza. Polscy więźniowie przynagleni mocnym uderzeniem kolb, bez najmniejszego  oporu  zanurzyli dłonie pod kurtynę płótna. Oczom wszystkich ukazały się oblepione światłem nocy czarne kształty  zielonoszarych skrzyń. Polscy więźniowie pośpiesznie przenosili skrzynie, w nierówny rytm twardych, sztywnych uderzeń kolb karabinów asystujących esesmanów. Gdzieniegdzie dało się słyszeć kruki gniazdujące gdzieś w koronach drzew. Ptaki zdawały się nie zwracać uwagi na dziwne nocne zamieszanie. Tylko czarne ptaki miały świadomość, że to nie pierwszy i raczej nie ostatni tajemniczy transport obok ich naturalnych gniazd. Kruki czuły się tu doskonale, gdyż miały pod dostatkiem włóknistych fałd siatki maskującej, z której mościły swoje gniazda, nigdy nie narzekały też na brak porzuconych przez wojnę ludzkich ciał.  Sto dwadzieścia masywnych skrzyń umieszczono na czterech wojskowych ciężarówkach, które czekały z ciągle jeszcze gorącymi silnikami.  Esesmani z pietyzmem dopinali paski zamykające płachty zielonych plandek ciężarówek. Piątą ciężarówkę zastała załadowana  kilogramami  ciągle żywych polskich  więźniów, którzy coraz wyraźniej zdawali sobie, że z każdym kilometrem podróż ich życia zdaje się skracać i oddalać od przelotnej,  biologicznej fazy istnienia. Aby nie wzbudzać dodatkowych podejrzeń ciężarówki miały odjechać, bez należytej obstawy -stosownej do wartości ładunku.  Świergot rozruszników - wprawił w ruch silniki kolejnych  pojazdów. Teraz mruczące lekko tłoki przesuwał ciężarówki względem rzędów sosen ukrywających lotnisko. Nocna kawalkada bez użycia świateł dotarła do nasypu głównej drogi  ciągnącej się równoległej do linii lasu. Ciężarówki szybko przekroczyły wiadukt pod linią kolejową. Uśpione zabudowania miasta Lyck  zdawały się nie dostrzegać cichej kawalkady pojazdów. Nawet jeśli, ktoś z Niemców  usłyszał dyskretny warkot  ciężarówek  przesuwających się ulicami, instynktownie wolał nie zbliżać się  do okien. Takie zachowania bezwiednie, podpowiadał instynkt ułatwiający przeżycie wojny. Wilgoć powietrza jeziora osiadła na przednich  szybach ciężarówek. Bruk mostu prowadzący do wyspy cicho mamrotał w kontakcie z  gumą ciężkich niemieckich opon. Świt coraz wyraźniej  pokonywał mazurską noc.

Skrzynie zostały pochowane w mroku podziemiach Zamku Lyck  - więźniowie nie wiadomo gdzie.

Nagranie - fragment książki: 

Media